|
| MYŚLIWI Z RUDY PABIANICKIEJ |
|
|
Wysłany: Czw 20:54, 29 Sty 2009 |
|
|
Besa |
Moderator |
|
|
Dołączył: 28 Sty 2009 |
Posty: 247 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Ruda Pabianicka (Chachuły) Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Zaczynamy od nowa. A zatem od zdjęć znanych już z NK.
Myślistwo - sport może nieco elitarny i wymagający - ma w naszej "małej ojczyźnie" - Rudzie, spore tradycje i zapewne niemało przedstawicieli. Wielu rodzinom dostarczało wspaniałego, zdrowego pożywienia, ale przede wszystkim zapewniało aktywny wypoczynek na świeżym powietrzu, a i też towarzyską rozrywkę. To hobby ma także spore znaczenie gospodarcze, bo myśliwi i leśnicy to przede wszystkim hodowcy zwierzyny i gospodarze łowisk. I byli takimi zawsze - zanim jeszcze ktoś słyszał, o modnym dziś, pojęciu - ekologia.
A dlaczego ja - choć sam nie poluję - proponuję ten temat? Odpowiedź jest prosta - jak cała idea tego forum. Wspomnienia z młodych lat i odnalezienie owego "raju utraconego". Chcę też ocalić od zapomnienia mojego śp. Ojca, Hieronima Czecha, dla którego myślistwo (w pełnym tego słowa znaczeniu) było sensem i radością życia.
Wczesne lata 30-te. Kur (dla niewtajemniczonych - kuropatw) było wtedy naprawdę zatrzęsienie. A sport myśliwski i wędkarski miał też niebagatelne znaczenie aprowizacyjne dla wielu rodzin.
Mój śp. Ojciec, Hieronim Czech (najpierw mieszkaniec Starego Rokicia, a od 1940 r. Rudy Pabianickiej) stoi drugi od lewej.
Przed wojną mój Ojciec z kilkoma kolegami dzierżawił teren łowiecki w Mierzączce.
Kim była, widoczna na zdjęciu ładna kobieta, która też polowała? Niestety, dokładnie nie wiem. W moim domu nazywano ją "Rozparcelowaną Dziedziczką", ale wieś Mierzączka była podobno typową wsią włościańską i żadnego majątku w niej nie było. W pobliskim Dłutowie był co prawda folwark, ale przed wojną należał do Eisertów - rodu fabrykanckiego z Pabianic. Wiem, że mój Tato i ta pani mieli jakieś plany na wspólną przyszłość, ale nic z tego nie wyszło. Panna Zenia Jankiewiczówna zapewne okazała się ... bezkonkurencyjna
ARCHIWUM POSTÓW Z FORUM „MYŚLIWSKIEGO” NA NK
25.04.2008 23:59 Piotr Czech:
Jak koledzy na forum "piętro wyżej" zaczęli opisywać smaki z dzieciństwa i doszli do koniny, przypomniało mi się takie coś:
Jak może niektórym wiadomo, myśliwi mają obowiązek odstrzału szkodników w łowisku. Do takowych zaliczano m.in. sroki i wrony. Nawet wypłacano za odstrzał jakieś nieduże premie - zdaje się ok. wartości naboju.
Pewnego razu Tato, razem z - też polującym wujkiem - Kazikiem Jodłowskim (z rogu Starogardzkiej i Odrzańskiej) wybrali się na przegląd łowiska i nastrzelali ... wron. Tuszki były młode, szkoda było zostawić po odcięciu łapek, będących dowodem wykonanej pracy. Tato zabrał wrony do domu, oskórował (a nie oskubał jak sprawia się inne ptaki), przyprawił, usmarzył i zwołał sąsiadów na ucztę. Wypili przy okazji jakąś flaszkę, pogadali. Wszyscy się zajadali - mięsko było smaczne, podobno przypominało w smaku kuropatwy... Na pytania, co to za mięsko, tato odpowiadał, że dropie. Ale chyba się wujo wygadał i Tatkę sąsiedzi chcieli ... wręcz pobić.
28.04.2008 15:54 Natalia Salamon:
fajna opowieść,proszę więcej!
07.07.2008 17:11 Magdalena Jaszczak-Birkowska (Jaszczak):
A ja opowiem zasłyszana opowieść od babci mojego męża, bo idealnie pasuje do klimatu zjadanego ptactwa. Nie wiem gdzie to było, jest i szansa Rudy bo ponoć babcia swojego czasu tam mieszkała ... wiec kto wie.
Babcia swojego czasu gosciła robotników, ktoś owego dnia nałapał gołebi bo bida pewnie była. Ptactwa wiem ze sporo było. Zostały oprawione, upieczone, robotnicy usiedli do stołu, babcia do piekarnika, a tu nic nie zostało. Okazało się, że to jej mała córeczka pozarła wszystkie. Jaki był finał to juz nie musze mówić. A ciotka żarta jest po dziś dzień
07.07.2008 21:58 Piotr Czech:
Ha, ha, to się najadła!
Pewnej niedzieli przyszedł do nas na Starogardzką w odwiedziny kuzyn Jacek Majkowski. Notabene też syn myśliwego. (Wujek, Czesław Majkowski to kolejna związana z łowiectwem postać z Rudy - właściciel posesji na Pabianickiej 198, tam gdzie lody Fisiaka i fryzjer "Zbyszek"). Moja Mama przygotowywała akurat obiad - zrazy zawijane, zwane też czasem "zawijasami". Jeden z etapów technologii przygotowania tej potrawy polega na okręcaniu nitką, uformowanej i zwiniętej z innymi składnikami wołowiny. Mama robiła to zawsze bardzo solidnie a Tato często się śmiał, że tymi nićmi, "to by można garnitur uszyć". Tych zrazów tym razem było wyjątkowo dużo, bo obiad był "proszony" - i prócz Jacka mieli jeszcze przyjść inni człokowie rodziny. Guży półmisek zrazów czekających na włożenie do rondla... Zapowiadało się super jedzonko!
Ale Jacek nie przyszedł sam - wziął ze sobą psa, pięknego, myśliwskiego setera irlandzkiego. Wystarczyła chwila nieuwagi ze strony Mamy, psisko przewinęło się przez kuchnię i ... nie wiadomo kiedy ... zrazy znikły!
Gwoli wyjaśnienia - zrazy znikły w całości, z nićmi, pies przeżył, nici były bawełniane. Używajcie bawełny - precz z włóknem sztucznym!
25.09.2008 17:34 Zbigniew Adamas:
Panie Piotrze, Świat jest mały!!! Oprócz tego, że mieszkałem na Nowym Rokiciu (ul. Antoniny) byłem, mimo znacznie młodszego wieku, kolegą Pana wujka - Cz. Majkowskiego w kole łowieckim ("Sokół" nr 32)- był jednym ze współzałożycieli wspomnianego koła. Razem z moim ojcem często polowaliśmy wspólnie z Panem Majkowskim. W naszym kole było pięciu mieszkańców Rudy. Polowaliśmy w okolicach Nowosolnej oraz w pajęczańskim. Pamiętam tego pięknego setera i o ile mnie pamięć nie myli Pan Czesław miał zawsze setera(?!). To on zainspirował mojego ojca do zakupu również psa tej rasy. Z końcem lat siedemdziesiątych Pan Czesław z powodu stanu zdrowia już rzadziej polował, ale zawsze uczestniczył w tzw. zabiegach gospodarczych. Zaraz poszukam parę fotek z tamtych lat, ale czy będzie na nich Pana wujek już nie pamiętam. Będą na nich z pewnością dwaj rodowici mieszkańcy Rudy(no i oczywiście mój ojciec i ja, ale to już Nowe Rokicie). Pozdrawiam i jak odszukam zdjęcia - zaraz wklejam !!!
25.09.2008 18:35 Zbigniew Adamas:
Dodam jeszcze, że choroba całkowicie wyeliminowała mnie z czynnego uczestnictwa w pasji moich przodków. Może i dobrze bo mój syn nie zgodził się kontynuować rodzinnej tradycji. Powiedział: "Zbyt krwawa!!!"
25.09.2008 22:18 Piotr Czech:
Zbigniew Adamas napisał(a):...Pamiętam tego pięknego setera i o ile mnie pamięć nie myli Pan Czesław miał zawsze setera(?!). ...
Wujek Czesiek w pewnym okresie miał też wyżła szorskowłosego - prawdopodobnie to jego pies jest na tym zdjęciu obok niego, które - Kolego Zbyszku - włożyłeś do galerii.
Przy okazji dziękuję za te fotki i zabranie głosu. Teraz jest nas tu więcej i mam nadzieję na ożywienie tego "elitarnego" forum.
25.09.2008 22:38 Zbigniew Adamas:
Tak to prawda! Widzisz jaki wpływ miał Twój wujek na mojego ojca - następnego psa mój tata miał też wyżła. Dodam, że Pan Czesiek był jednym z najlepiej strzelających do ptactwa, a to miedzy innymi za sprawą dobrze ułożonych psów. Na fotce siedzi, bo o ile sobie przypominam narzekał na nogi (?)
25.09.2008 23:20 Piotr Czech
W rzeczy samej - żylaki... Nastał się w swoim życiu za sklepowymi ladami i przy pieńku (w mięsnych)! Ale to już nie na temat - sorki.
26.09.2008 09:04 Zbigniew Adamas:
Wracając do Pabianickiej 198. Ogrodzeniem był drewniany płot(brama, furtka) koloru chyba zielonego. Chodząc z rodzicami na słynne lody, zawsze tam zaglądaliśmy na małą pogawędkę. Co drugą niedzielę sezonu myśliwskiego(1965-7...)odjeżdżaliśmy z pod tej bramy na łowy - na początku samochodem Twojego wujka a potem, kiedy już trochę chorował - naszym. Na Św. Huberta samochód był "zbiorowy". Z początku "Lublin" z plandeką!!! - wtedy byłem jeszcze chłopcem. Oj jest co wspominać!!!
26.09.2008 12:07 Piotr Czech:
Oj jest co wspominać! Wujo Czesiek i mój Tato mieli zawsze bardzo dobry humor i byli duszą towarzystwa na rodzinnych spotkaniach. Bywało bardzo wesoło i bardzo "na temat", bo w naszym domu na imieninach czy przy okazji świąt bywali i inni myśliwi: m.in. wujek Kazimierz Jodłowski (swagier wujka Majkowskiego i mąż kuzynki mojej Mamy) oraz pan Teodor Kluka (przyjaciel mojego Ojca). Snuły się opowieści z polowań i leśnych eskapad - czasem bardzo egzotycznych: na tokowiska głuszców, na rykowiska jeleni, na rysia... na wilki w Bieszczady...
26.09.2008 14:18 Zbigniew Adamas:
Tradycją myśliwych było zapraszanie (od czasu do czasu) swoich znajomych do swojego obwodu łowieckiego. Każdy z tego korzystał i prawdopodobnym jest, że w jakimś okresie spotkałem wymienionych przez Ciebie. Zaproszony gość miał zawsze "ciężkie życie". Powrót z takiego polowania trwał zawsze o wiele dłużej niż dojazd na samo polowanie. Jeszcze jako synuś myśliwego wraz z innymi rówieśnikami byliśmy takimi sytuacjami może trochę zgorszeni, ale będąc już pełnoprawnymi członkami koła łowieckiego, podtrzymywaliśmy tradycję!!! Wracając do wątku "egzotycznych" opowieści to jeszcze raz potwierdzę fakt - Twój wujek był wytrawnym, doświadczonym i to ważne - etycznym myśliwym.
24.11.2008 12:00 Zbigniew Adamas:
W okresie PRL-u nie było praktycznie żadnych reklam artykułów łowieckich. Jedynym szerszym forum łowieckim było czasopismo "Łowiec Polski". Prenumerata była obowiązkowa dla wszystkich myśliwych dlatego w codziennej sprzedaży występowało rzadko. Po roku 1989, po wejściu w życie gospodarki rynkowej sytuacja się zmieniła. Obowiązek prenumeraty zniknął a i z czasem wydawnictwo to zmieniło swój charakter. Stało się bardziej komercyjne i co pozytywne, bardziej otwarte dla masowego czytelnika. Tematy poruszane to już nie tylko wszystko to co związane ze zwierzyną łowną, ale również ochrona przyrody jako całości - flory i fauny w Polsce oraz co wcześniej było rzadkością - artykuły o problemach ogólnoświatowych. Spotkało to się z pewnym brakiem zrozumienia u tradycyjnie myślących myśliwych(konserwatyzm-beton minionej epoki).
22.01.2009 04:25 Mira Heil (Gadecka):
jak sie szuka z wieksza cierpliwoscia to sie znajdzie.
22.01.2009 11:33 Zbigniew Adamas:
Koleżanko Miro, jeżeli jesteś w posiadaniu czegoś o czym nie wiemy lub nie starczyło nam cierpliwości w poszukiwaniach to prosimy o opublikowanie na forum tej klasy!!!
Wszystko co dotyczy "MiW"(i nie tylko), chcemy ocalić od zapomnienia!
Pozdrawiam!
28.01.2009 23:26 Mira Heil (Gadecka):
Mialam to na mysli, ze Kora P. Majkowskiego miala wiele przygod, jesli chodzi o zjadanie smakolykow, ominelam wpis o niej od P. Piotra Czecha, potem raz jeszcze dokladniej szukajac, znalazlam. Moj dziadek tez polowal, chyba nieraz jezdzil na polowania z zrzeszenia rzemiosla. Musze o to zapytac moja rodzicielke, ale po slubie z Gienka Muzolf, (3-cia P. Fisiakowa), to nie mogl za zduzo jezdzic na polowania. Gienia byla zazdrosna kobieta .
I KOLEJNE ARCHIWALNE FOTOGRAFIE
Przed polowaniem. Rokicie Stare, osada Czechów (Franciszka 26), połowa lat 30-tych XX wieku. Od lewej: p. Skowroński (o ile dobrze pamiętam nazwisko) - polował z moim Ojcem; moja Babcia - Eleonora z Gałązków Czechowa; Izydor Czech - brat mojego Ojca; Hieronim Czech - mój Ojciec; Zygmunt Czech - kolejny Brat Ojca.
Widoczny na fotce budynek stał do lat 50-tych u.w. na rogu ulic Fraciszka i Eleonory. Tu ciekawostka: nazwy tych ulic pochodzą od imion moich Dziadków - Eleonory i Franciszka Czechów. Mój Tato miał też w pobliżu "swoją" ulicę - Myśliwską, której nazwę po przyłączeniu tych terenów do Łodzi zmieniono na Koralową.
Zwróćcie uwagę, że przedwojwenni myśliwi byli bardzo eleganccy, czego nie można powiedzieć o przeciętnych myśliwych w okresie PRL-u.
Rekordowy odyniec Ojca - został upolowany zimą 1938/39, w lasach pod Dłutowem. Trofeum w postaci wypchanej głowy zwierzęcia przetrwało wojnę, ale padło ofiarą ... moli w latach 50-tych.
Łowiectwo było życiowym hobby mojego Ojca, ale też zapewne trochę sposobem na tanią aprowizację dla dość licznej rodziny w trudnych czasach po I wojnie światowej (Tato urodził się w 1905 r. a polował od 16 roku życia).
Dziadek - Franciszek Czech, a i Pradziadek Antoni Czech, polowali także - więc też była to rodzinna tradycja. |
|
Ostatnio zmieniony przez Besa dnia Wto 19:34, 25 Sty 2011, w całości zmieniany 5 razy
|
|
|
|
|